Nowotwór piersi jeden z największych medycznych wrogów ludzkości

Nowotwór piersi

Październik to miesiąc świadomości nowotworu piersi, miesiąc w którym promowane są różne inicjatywy z różową wstążką. Nowotwór piersi to wróg, którego znamy od ponad czterech tysięcy lat. Mimo to wciąż jego leczenie jest trudne i drogie. Zapraszam Was do lektury tekstu w którym między innymi znajdziecie odpowiedź na pytanie jak w cenie jednego tankowania dostać się na autostradę do zdrowia.

Historia różowej wstążki symbolu walki z nowotworem piersi

Październik od wielu lat uznawany jest za miesiąc świadomości nowotworu piersi. Warto wspomnieć, że 15 października przypadał Europejski Dzień Walki z Rakiem Piersi, którego symbolem jest znana wszystkim różowa wstążka. Historia wstążki sięga starej amerykańskiej pieśni, w której była mowa o wstążce (co prawda innego koloru), jaką wiązały sobie na szyi kobiety czekające na swojego ukochanego. Wprawdzie kolor tej kokardy był żółty, a nie różowy, to jednak szybko zaczął być powszechnie utożsamiany z nadzieją i oczekiwaniem na to, że kiedyś będzie lepiej. W 70. za sprawą Penney Laingen, żółta wstążka zaczęła być symbolem solidarności z osobami oczekującymi na powrót do domu osób zagonionych lub porwanych w tajemniczych okolicznościach.

Kobieta w czasie nerwowego oczekiwania na porwanego męża, który stał się zakładnikiem przestępców, zawieszała każdego dnia na drzewie przed domem żółte wstążki. Akcji zaczęły przyglądać się media i szybko jej manifest nabrał sporych rozmiarów przeradzając się w społeczny protest wspierający ofiary przemocy.

Dopiero w latach 90. żółtą wstążkę zaczęły zastępować inne kolory. Po barwie żółtej przyszedł czas na czerwoną, która stała się symbolem solidarności z nosicielami wirusa HIV. Oficjalnej prezentacji różowej wstążki dokonała natomiast Alexandra Penney – redaktor naczelna czasopisma Self.

Wstążka przerodziła się w symbol nadziei i wiary w poprawę  przyszłości. Różowa wstążka stała się logo walki z nowotworem piersi w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia, dzięki inicjatywom podjętym w Stanach Zjednoczonych. Dzisiaj jest to symbol międzynarodowy, rozpoznawany prawie na całym świecie. Znak walki z jednym z najgroźniejszych medycznych wrogów.

Na początku 2021 r. bowiem Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) ogłosiła, że rak piersi jest obecnie najczęściej diagnozowanym nowotworem na świecie. Wyprzedził tym samym raka płuc. Szacuje się, że rocznie raka piersi rozpoznaje się u 1,5 miliona kobiet na całym świecie, a około 400 tysięcy umiera z tego powodu.

Nowotwór piersi i batalia trwająca ponad cztery tysiące lat

Historia nowotworu piersi jest oczywiście znacznie dłuższa niż różowej wstążki. Wyobraźcie sobie, że jednym z najstarszych śladów, gdzie pojawia się nowotwór piersi jest przetłumaczony w 1930 roku papirus, zawierający zbiór nauk Imhotepa żyjącego około 2625 roku przed naszą erą. Opisywał on przypadek napęczniałych guzów w piersiach, chłodnych, twardych, nabitych jak niedojrzały owoc i ukradkowo rozprzestrzeniających się pod skórą. Jedno jest pewne pomimo upływu tylu lat „wróg” nie osłabł i wciąż należy do jednych z najgroźniejszych chorób. Oczywiście sporo zmieniło się w medycynie.

Sto lat przed tym jak Alexandra Penney i Evelyn Lauder tworzyły późniejszy symbol walki z nowotworem piersi (różowa wstążka) w medycynie królowała koncepcja mastektomii radykalnej. Lekarze prześcigali się w operacjach, a ich efektem było wycinanie mięśnia piersiowego większego przy okazji „usuwania” raka piersi. I o ile się nie znam na medycynie to jeden z opisów skutków ubocznych tego zabiegu daje mi obraz jak radykalne działania podejmowali chirurdzy. „Po wycięciu mięśnia piersiowego większego barki się unoszą, jakby w akcie wiecznego wzruszenia ramionami, uniemożliwiając poruszanie ręką w przód i na boki. Usunięcie węzłów chłonnych pod pachą często zakłóca przepływ chłonki, przez co ręką puchnie od nagromadzonego płynu, aż zaczyna przypominać kończynę słonia…”.

Jak to dzisiaj wygląda? Na co można liczyć w Polsce jak mamy nowotwór piersi?

Zostawiając na boku historię warto spojrzeć co obecnie dzieje się w naszym kraju w temacie nowotworu piersi. Rak piersi jest najczęstszym w Polsce kobiecym nowotworem, stanowiąc blisko 22% wszystkich zachorowań na nowotwór złośliwy. W 2017 roku na nowotwór piersi zachorowało w Polsce ponad 18 tysięcy kobiet. Przy okazji wielu opracowań podkreśla się, że zmorą naszego kraju jest wysoki i niestety cały czas rosnący wskaźnik śmiertelności nowotworów piersi. W pozostałych krajach Europy zauważalna jest poprawa wskaźnika przeżywalności, a u nas niestety trend jest odwrotny. Wniosek jest prosty – kuleje profilaktyka. Niestety lepszego obrazu nie daje też kwestia leczenia. Patrząc na listę substancji czynnych zarejestrowanych przez Europejską Agencje Medyczną i rekomendowanych przez ESMO oraz status ich refundacji widzimy, ze w Polsce z szesnastu leków, w pełni refundowane są dwa. Niestety brak refundacji to ogromne wydatki.

Absolutnie nie porywam się na ocenę medyczną bo na tym się kompletnie nie znam, ale taki szybki rzut oka na jeden z nowych leków, które zostały dopuszczone do obrotu na terenie UE, ale niestety nie są refundowane daje już pewne wnioski. Mowa o leku Piqray – Alpelisyb. Rekomendowana dzienna dawka leku to 300mg czyli dwie tabletki po 150mg. Jak wskazuje się w artykułach naukowych leczenie może być długotrwałe i może trwać miesiącami czy nawet latami. Paczka 56 tabletek po 150mg to wydatek 10 500 euro jeśli wierzyć temu co możemy znaleźć na portalu Social Medwork.  To już daje pewien obraz….

Konsekwencje choroby z perspektywy ubezpieczenia

Przejdźmy do tego na czym się znam zdecydowanie lepiej czyli ubezpieczeń. Każda choroba rodzi dwa rodzaje konsekwencji. Po pierwsze nie zarabiamy bo nie pracujemy, a po drugie niestety wydajemy pieniądze bo leczenie kosztuje. Tak jest i koniec. Oczywiście różny może być poziom tych konsekwencji, ale myśląc o właściwym zabezpieczeniu finansowym musimy brać pod uwagę najczarniejszy scenariusz.  Nowotwór piersi nie jest tutaj wyjątkiem, a moim zdaniem wręcz jest jednym z bardziej „obciążających” finanse. Jakie pieniądze powinna zatem posiadać kobieta na taką okoliczność? Duże, a wręcz bardzo duże. Nie każda diagnoza nowotworu to wyrok i nie każda diagnoza pociąga ogromne wydatki. Jedno jest jednak pewne, że posiadanie pieniędzy zawsze ułatwia powrót do zdrowia, walkę o życie i przede wszystkim daje ogromny spokój. Przyjęło się w Polsce i na Świecie, że powinniśmy posiadać zabezpieczenie odpowiadające naszym co najmniej pięcioletnim dochodom.

Pieniądze na walkę o zdrowie, życie, bilet do światowej medycyny w cenie jednego tankowania

Ostatnio bardzo popularnym tematem stała się cena paliwa. Po pierwszym tankowaniu i wydaniu prawie 240 zł za 40litrów paliwa zrozumiałem boleśnie o co chodzi w tym zainteresowaniu. Cóż, ale jeździć trzeba, i tak wydamy te 240 zł. Jeśli natomiast chodziłoby o polisę to już dwa razy byśmy się zastanowili. Bo przecież są lepsze wydatki niż ubezpieczenie. I gdybyśmy mieli gwarancje, że nie zachorujemy to nawet są one sensowniejsze niż polisa. Niestety tej gwarancji nie ma nikt z nas…

Wspomniana kwota dla osoby zarabiającej średnią krajową to około 5-6% miesięcznych zarobków. A co za to? Szybki rzut oka pokazuje, że około 240 000 zł wypłaty w momencie diagnozy nowotworu złośliwego (w tym nowotworu piersi) oraz pokrycie pełnego procesu leczenia zagranicą do kwoty 2 000 000 euro! Proces leczenia to wyjazd do zagranicznego ośrodka medycznego (wybranego przez Ciebie z trzech rekomendowanych). Pokrycie wszystkich kosztów przelotu, zakwaterowania, opieki medycznej, operacji, zabiegów, a także wizyty kontrolne czy zakup leków. Co ważne w im młodszym wieku wykupimy polisę tym poziom wypłaty w momencie diagnozy będzie wyższy za te same pieniądze. Czy 240 000 zł to dużo? Jako jednorazowa nagroda w loterii tak, ale jako środki w razie choroby obawiam się, że nie. Przyjęło się w Polsce i na świecie, że powinniśmy zabezpieczyć przynajmniej nasze pięcioletnie zarobki. Przy wspomnianych czterech tysiącach z hakiem nie chce wyjść inaczej niż 240 000 zł…

Autostrada do zdrowia czy przejazd krajówką?

Pamiętajcie, że co miesiąc płacimy 9% zarobków na składkę zdrowotną ZUS. Za to dostajemy dostęp do państwowej służby zdrowia, która jaka jest większość z nas wie… I można przyjąć, że to wystarczy bo przecież Państwo powinno mnie leczyć. Tylko to trochę jak z moimi wyjazdami z Wrocławia do Krosna. Mogę jechać bocznymi, darmowymi drogami tylko zajmie to ponad sześć godzin. Mogę wybrać autostradę dojechać w cztery godziny i dopłacić około czterdziestu złotych. Do nikogo w sumie nie mam o to pretensji tak jest. W świecie dostępu do medycyny, ubezpieczeń, zabezpieczenia finansowego jest dokładnie tak samo. Chociaż nie, jest jedna zasadnicza różnica. Chcąc wjechać na A4 jedyne co potrzebuje to pieniądze i auto dopuszczone do ruchu drogowego. O zdrowie mnie nikt nie zapyta. Nikt mi nie zabroni dostępu do szybkiego przejazdu jeśli coś ze zdrowiem jest nie tak. Z dostępem do prywatnego ubezpieczenia jest niestety odwrotnie.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *